Obserwując rynek kosmetyczny, a raczej użytkowników preparatów kosmetycznych zaobserwowałem dziwną wręcz tendencję do „nielubienia” i przypisywania nieprawidłowego działania wielu surowcom kosmetycznym.
Pominę już całkowicie fakt nadużywania nic nie wnoszących, zawierających ogólniki opisów dotyczących cudownego działania wielu kosmetyków. Dla przykładu: głęboko nawilża, wzmacnia procesy naprawcze skóry, wprowadza efekt odmłodzenia, śpiewa i maluje, a czasami obiad ugotuje – patrzymy na skład a tam wosk pszczeli, olej słonecznikowy jako medium ekstraktu z …. uwaga – ziela skrzypu.
To są bardzo skrajne przypadki, zdajemy sobie z tego sprawę. Jednak czytając cudowne opisy wielu rękodzielników a nawet (o zgrozo) legalnych manufakturzystów, niejeden raz zastanawiam się jak byśmy wyglądali, gdyby rzeczywiście preparaty te miały taką moc.
Ale nie o tym dzisiaj, ponieważ na takie rzeczy można popatrzeć jeszcze z przymrużeniem oka. Dzisiaj będzie trochę o owianych złą sławą surowcach kosmetycznych – często niesłusznie.
Przedstawiam moją TOP Listę składników, których działanie jest mylone lub mylnie interpretowane.
1. Alkohol (etylowy, izopropylowy)
nagonka na ten cudowny surowiec rozpoczęła się dobrych parę lat temu. Najczęstszym argumentem „przeciw” jest sformułowanie, bo wysusza skórę. Oczywiście, nie będę z tym polemizował, bo to prawda. Ale wszystko zależy od tego w jakiej ilości został użyty w formulacji kosmetycznej. Do 2-4% całościowego udziału nie wywoła przesuszenia, będzie wspierał procesy przenikania przez naskórek wielu innych aktywnych substancji. Poza tym jest bardzo dobrym medium ekstrakcyjnym – nie zawsze gliceryna poradzi sobie z niektórymi związkami – alkohol a i owszem.
2. Gliceryna
Gliceryna wysusza? Jeżeli nie ma wystarczającej ilości wody „wokół” siebie oczywiście będzie to robiła. Przemyślcie swoje formulacje zatem, czy znajduje się w nich dostateczna ilość wody.
3. Mocznik
“Więcej, więcej, bo on tak dobrze nawilża”. No nie do końca. Zbliżając się do granicy 20% będzie działał silnie keratolitycznie (złuszczająco), a nadmierna keratoliza nie zawsze naszym spękanym piętom jest potrzebna. Prędzej wywołamy podrażnienie i stan zapalny, aniżeli zamierzony efekt nawilżenia.
4. Ałun glinowo potasowy
“Przecież to aluminium, a ono jest szkodliwe”. Oczywiście było by, gdyby w jakimkolwiek stopniu ałun był wchłanialny przez skórę. Jednak mamy szczęście, że nie jest. Działa bardzo dobrze w formulacjach deo, zmniejszając potliwość i rozwój mikroorganizmów (w domyśle – bakterii).
5. Polisorbaty
Polisorbaty są rakotwórcze. Możliwe, ale zdecydowanie nie przez podanie naskórne, a nikt jeść ich nam nie każe. Za ich użycie w formulacji odwdzięczą się nam sowicie. Poprawią konsystencje i stabilność emulsji. Pomogą stworzyć stabilne mleczko do ciała lub olejek myjący.
6. Glikol propylenowy
“A fe z glikolami”. W sumie nie wiedzieć dlaczego, ale pewnie też jest rakotwórczy. W całej historii badawczej tej substancji nie można stwierdzić jej rakotwórczego działania, zwłaszcza w podaniu naskórnym. Poza tym jest substancją tzw. GRAS, czyli można ją stosować jako dodatek do żywności. Nie są bardziej niebezpieczne w kosmetyce aniżeli gliceryna.
7. Benzoesan sodu i sorbinian potasu
Są one kreowane jako bardzo szkodliwe konserwanty. W ogóle konserwanty jako substancje są postrzegane bardzo negatywnie. Po pierwsze zarówno benzoesan jak i sorbinian są bardzo dobrze przebadanymi substancjami, co dostarcza nam wielu informacji do analizy – nie to co cała gama innych „naturalnych” konserwantów o niewiadomym działaniu przy dłuższym stosowaniu. Po drugie sam układ konserwujący w postaci benzoesanu sodu i sorbinianu potasu bardzo dobrze sprawdza się w szerokim spektrum stosowania kosmetycznego. Wykazuje dużą stabilność mikrobiologiczną zarówno wobec bakterii jak i pleśni. Dodatkowo musimy nauczyć się rozdzielać (po raz kolejny) narażenie dermalne od spożywczego. Powtórzę, nie zawsze to co budzi kontrowersje spożywcze musi budzić zastrzeżenia przy zastosowaniu kosmetycznym.
8. Olej rzepakowy a glifosat
Glifosat jest związkiem wodno-rozpuszczalnym. Nawet takie rozpuszczalniki jak ksylen czy toluen go nie ruszą, więc w oleju rozpuszczać się nie będzie. Łatwo dodać dwa do dwóch włączając w to jeszcze proces rafinacji po to, aby wyszedł nam wynik tej prostej analizy myślowej – brak obecności w olejach. Oleje spożywcze takie jak olej rzepakowy stale poddawane są badaniom i oznaczeniom na obecność glifosatu i wyniki tych analiz zawsze są te same – brak obecności. Nasuwa mi się tutaj dziwne porównanie – glifosatu unikają a olejki eteryczne w kosmetykach nonszalancko i bez obostrzeń stosują. Gdzie logika?
9. Fenoksyetanol
“Może powodować uszkodzenie układu nerwowego”. Powoduje dużo więcej, jednak tylko jeżeli używamy go zbyt dużo i jeżeli przeniknie przez bariery skórne. Dostając się do krwioobiegu lub poprzez doustne zażycie możemy narazić się na te wszystkie niebezpieczeństwa uszkodzenia. Natomiast w kosmetykach dla dorosłych, trzymając się wyznacznika ilościowego w postaci załącznika V do Rozporządzenia 1223/2009 (określone bezpieczne limity stosowania) tylko osoby uczulone lub nadwrażliwe skórnie mogą odczuć dyskomfort. Zbrodnią natomiast jest upychanie go do wszelakich dziecięcych kosmetyków, produktów do pielęgnacji ciała, które mają styczność z błonami śluzowymi i okolicami oczu. Zwracając uwagę na rodzaj kosmetyku i wiek użytkownika produktu kosmetycznego możemy w pełni cieszyć się dobrze zabezpieczonym mikrobiologicznie kosmetykiem.
10. Olej słonecznikowy
Taki pospolity, wszędzie go pełno. Przecież lepiej użyć jakiegoś wiesiołka lub krokosza. No właśnie, mało kto wie, że dobry olej słonecznikowy może śmiało konkurować profilem kwasowym (to te wszystkie dobroczynne kwasy tłuszczowe) właśnie z wiesiołkiem czy krokoszem. Dodatkowo posiada lecytynę oraz dużą zawartość witaminy E. Złoty – a skromny.
12. Glinki
Nagle powstał trend niestosowania produktów zawierających glinki. Nie wiem skąd i dlaczego. Przecież to naturalne absorbery, związki pigmentujące, matujące. Przy odpowiedniej formulacji kosmetycznej, nawet przy cerze mocno przesuszonej nie będą wysuszały, a robotę swoją zrobią. Pozwolą na wprowadzenie bardziej okluzyjnych i tłustych składników do kremu, zapewniając tym samym efekt matu na skórze.
12. Witamina E
“Witamina E konserwuje”. Tymczasem nie jest ona żadnym konserwantem. Więc przypisywanie jej roli konserwantu „naturalnego” przy produktach z fazą wodną skończy się pleśnią. Miks tokoferoli lub dostępny na rynku octan tokoferolu są silnymi antyoksydantami – przeciwutleniaczami. Zapobiegają jełczeniu tłuszczy, wspomogą walkę z wolnymi rodnikami. Sama witamina E przy 100% stężeniu podanym na skórę stanowi obciążenie toksykologiczne, więc lepiej nie używać jej bezpośrednio na skórę. Niech stanowi po prostu składową jakiegokolwiek kosmetyku lub oleju.
2 Responses
Dzień dobry, ja używam tokoferoli do konserwowania kremów, które mają w składzie fazę wodną i nigdy nie wyhodowała mi się pleśń. Może się Pan do tego ustosunkować ? Rozumiem, że rozpuszczona w tłuszczach jest jednak tym naturalnym konserwantem, gdyż zapobiega jełczeniu. Taki nie do końca jasny jest dla mnie ten wpis, choć bardzo lubię Pana stronę i z wielu wiadomości korzystam. Pozdrawiam. Katarzyna Hołysz
Pani Kasiu. witamina E czy to w postaci miksu tokoferoli czy octanu tokoferylu w żadnych badaniach naukowych nie wykazuje działania typowo przeciwmikrobowego. Powiedziałbym, że można ją traktować jako delikatny booster konserwacji, jednak samodzielnie nie konserwuje na pewno. Wyhodowanie widocznej pleśni w emulsjach nie jest też z drugiej strony takie łatwe przy zachowaniu ogólnego reżimu czystości i dezynfekcj chociażby np. szkła typu zlewki itd. Nie zmienia to faktu, że pierwsze zarodniki pleśni niewidoczne gołym okiem pojawiają się dość szybko i produkują swoje metabolity np. aflatoksyny. Ciężko jest w komentarzu wytłumaczyć cały proces i dlaczego powinno się stosować witaminę E jako antyutleniacz a nie jako konserwant, ale proszę mi wierzyć, że to czego nie widać gołym okiem nie koniecznie nie istnieje. Rozpuszczona w tłuszcza wit. E jest przeciwutleniaczem, proces jełczenia nie jest procesem związanym z aktywnością mikrobową, tylko jest to proces utleniania kwasów tłuszczowych, to że tłuszcz “śmierdzi” nie znaczy, że stwarza zagrożenie. Natomiast spleśniałe kremy już owszem.